Kraków mnie kocha. Ja kocham Kraków. Wczoraj przemierzyłam go niemal całego od Piasków po Stare Podgórze na butach. Mp3 w uszach i skłębione myśli - odleciałam zupełnie. Nie pamiętam ani jednej mijanej twarzy.
Świadomość, że jestem tu tylko na chwilę, nie pozwoliła przysiąść na "zamyślonym kamieniu" i wypić kawy gapiąc się na gołębie, tylko rzuciła go hen i kazała za nim biec.
Odległości stają się coraz mniejsze.
Moment unikalny jako symbol kojarzy mi się już tylko z życiem przed życiem.
Czuję, ze ciezko teraz pracuje, aby gwozdz programu wreszcie został przybity a złoty środek udowodnił, ze naprawde istnieje.
Kolejna efemeryczna ułuda? Się okaze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz