Moje zdjęcie
To, co uchwycone między poranną kawą, a senną przymkniętą powieką.

poniedziałek, 24 maja 2010

Parapet

Lubię
Kiedy się budzę
Stwierdzać znośną jak najbardziej bytu lekkość
Że
Nic mnie nie boli
A to co wczoraj bolało jest sobie tylko śniegiem zeszłorocznym
Przekopanym dołkiem archeologa
Włosami co ścięte dawno
Kruszą się gdzieś na zapleczu podupadłego teatru

Lubię
Tę poranną nadzieję
„Jeszcze bezgrzesznego dnia”
Dźwięk klamki okiennej
Co zwiastuje bryzę dokonań, planów i marzeń
Uśpionych jeszcze

Lubię
Zapach świeżej skóry
Czy włosów wczorajsze perfumy
Czy pościeli co ślady moich snów jeszcze nosi
Które poranny wiatr wyprasza przez uchylone okno


Dzisiaj to ja siedziałam na parapecie
I patrzyłam jak mój Anioł Zniechęcony Stróż
Spał i błogo śnił
W piernaty zakopany jak dziecko spocone

Skrzydłem owinięty
Przewracał się na drugi bok zasłużonej siesty
Marząc
Że to wszystko ze mną mu się tylko wydawało
A wkrótce czeka go poranek błogi
Na parapecie.

wtorek, 11 maja 2010

Strach przed Utratą

"Sądzę, że dla swej ucieczki Mały Książę wykorzystał odlot wędrownych ptaków. Rano przed odjazdem uporządkował dokładnie planetę. Pieczołowicie przeczyścił wszystkie wulkany. Miał dwa czynne wulkany. To się bardzo przydaje do podgrzewania śniadań. Miał też jeden wulkan wygasły. Ponieważ powtarzał zwykle: - Nic nigdy nie wiadomo - więc przeczyścił także wygasły wulkan. Jeśli wulkany są dobrze przeczyszczone, palą się powoli i równo, bez wybuchów. Wybuchy wulkanów są tym, czym zapalenie sadzy w kominie. Oczywiście my, na naszej Ziemi, jesteśmy za mali, aby przeczyszczać wulkany. Dlatego też sprawiają nam tyle przykrości. Mały Książę z odrobiną smutku wyrwał także ostatnie pędy baobabów. Nie wierzył w swój powrót. Wszystkie te codzienne prace wydawały mu się tego ranka szczególnie miłe. Kiedy po raz ostatni podlał różę i już miał ją przykryć kloszem, poczuł, że chce mu się płakać.

- Do widzenia - powiedział róży.

Lecz ona nie odpowiadała.

- Do widzenia - powtórzył.

Róża zakaszlała. Lecz nie z powodu kataru.

- Byłam niemądra - powiedziała mu. - Przepraszam cię. Spróbuj być szczęśliwy.

Zdziwił się brakiem wymówek. Stał, całkowicie zbity z tropu, trzymając klosz w powietrzu. Nie rozumiał tej spokojnej słodyczy.

- Ależ tak, ja cię kocham - mówiła róża. - Nie wiedziałeś o tym z mojej winy. To nie ma żadnego znaczenia. Ale ty byłeś równie niemądry jak ja. Spróbuj być szczęśliwy. Pozostaw spokojnie tę planetę. Nie chcę ciebie więcej.

- Ależ... przeciągi...
- Nie jestem już tak bardzo zakatarzona. Chłodne powietrze nocy dobrze mi zrobi. Jestem kwiatem..
- Ale dzikie bestie...
- Muszę poznać dwie lub trzy gąsienice, jeśli chcę zawrzeć znajomość z motylem. To podobno takie rozkoszne. Bo któż by mnie potem odwiedzał, gdy będziesz daleko... A jeśli chodzi o dzikie bestie, nie boję się nikogo. Mam kolce. - I naiwnie pokazała cztery kolce. Po chwili dorzuciła: - Nie zwlekaj, to tak drażni. Zdecydowałeś się odjechać.
Idź już!

Nie chciała, aby widział, że płacze. Była przecież taka dumna."

Antoine de Saint-Exupéry
"Mały Książę"