Moje zdjęcie
To, co uchwycone między poranną kawą, a senną przymkniętą powieką.

środa, 24 czerwca 2009

Podśmichiwajki stołeczne




Dla tych, co nie skumali; ta reklama jest stara, helooOOOoooł :)

wtorek, 23 czerwca 2009

Wspomnienia zapalonej lampy



Ach ta powierzchnia
Ach te światło cienie
Ach ten stos książek, wymienianych, przebieranych, kartkowanych, po sto razy czytanych
Ach.. to wszystko – co już nie wróci.

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Francuziki

Barneville, 30/09/2005

Świat Francuzików jest prosty, nieskomplikowany, ułożony. Na ich korzyść wymyślono mnóstwo systemów i udogodnień, które w moim kraju zostałyby uznane za durnowate fanaberie.


Francuziki kochają automaty. Pełno ich wszędzie; w metrze, w hipermarketach, centrach handlowych, na ulicy. Parkingi, benzyna, bilety, wejścia, wyjścia. Aparaty na kartę, dotyk, głos. Aparaty podstarzałe, nadgryzione zębem czasu, broń Panie Boże (sic!) - wandalizmem.

Dlatego też Francuziki opływają w różnego rodzaju karty.
Pełno tego plastiku poniewiera się w ich portfelach, ale nie ma mowy o pomyłce, zawsze Francuzik wyciągnie kartę „qui convient”. Lubuje się w tej czynności. Takie to fajne błysnąć kolorowym kartonikiem, wetknąć w odpowiednią szczelinkę, przycisnąć śliczny guziczek. Wszystko bez problemu; automacik wyda z siebie wdzięczne „bim bam”, może jeszcze coś powie, zaśpiewa, zatańczy, przyjaźnie mrugnie diodą i subtelnie wypluje kartę.
Francuzik odjeżdża, odchodzi z tym swoim atrybutem, a w jego podświadomości umacnia się to typowo francuzikowate poczucie bezpieczeństwa. Usłyszał „bim bam”, za którym kryje się mozolnie ułożona konstrukcja socjalna, o której zachowanie tak dzielnie krwawi Chirac.

Francuzik lubi komfort. A skoro lubi komfort, to kocha go udoskonalać. Czyli jest podatny i rozbrajająco nieodporny na wszystkie nowinki techniczne. GPS w samochodzie jest niezbędny jak kierownica (kij, że nawala). I-Pod to tak, jak podwieczorek, bez którego Francuzik ląduje na ostrym dyżurze z ciężką depresją żołądka (w modzie są specjalne pokrowce na owe cudo – pluszowe, plastikowe, skórzane, we wszystkich możliwych kolorach, nawet tych, których jeszcze nie odkryto – po 150 euro za sztukę).
Rzecz dotyczy również sprzętów wszelakich; Francuziki są mistrzami w wymyślaniu pierdół nad pierdołami („promocja! Kup 10 klipsów do torebek, a drugie 10 dostaniesz gratis!”) w stylu automatycznych spluwaczek, czy hermetycznych pojemników na zużyte prezerwatywy.

Nic to. Francuzik to lubi. Czuje się bardzo bezpieczny i utwierdzony w przekonaniu, że ktoś o niego dba (cała armia ludzi) i że w pełni mu się to należy.
Francuzik jest miły dla otoczenia. Uśmiech i miła aparycja to podstawa. Szczerzy zęby, grzecznie odpowiada na pytania, zagaduje i jest taki fajny w tych swoich okularkach, obok samochodu (najnowszy model Renault), w ładnej kurteczce, z kolorowym szaliczkiem i czapeczką, z plecaczkiem na dwóch ramionkach (kręgosłup!!).
Wszystko to wykonane z materiałów hiperekologicznych i przyjaznych dla Środowiska.

Francuzik to urodzony Rewolucjonista. Znaczy się, kocha Rewolucję. Znaczy się, jest jej Dzieckiem. Od becika jest karmiony pierdołami będącymi spuścizną horroru 1789.
„Jesteśmy dumni z Rewolucji”.
„Rewolucja to fundament naszego ustabilizowanego świata”(->BIM BAM)
„Dzięki Rewolucji mamy Wolność i Demokrację”.

A ja Wam powiem kochani, że dzięki tej Waszej Rewolucji jesteście w Ciężkiej Dupie.


Kocham Francję, właściwie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że w jakiś tam głęboki sposób się z nią utożsamiam i wszystko, co francuskie, jest mi bardzo bliskie.
Ale nigdy nie zaakceptuję „mamtowdupizmu” jej obywateli...
Merci, Cendrars.

czwartek, 18 czerwca 2009

Auf der anderen Seite

O tym, jak przypadki unikają zbiegu okolicznosci...