Moje zdjęcie
To, co uchwycone między poranną kawą, a senną przymkniętą powieką.

poniedziałek, 4 lipca 2011

IDENTIDAD

I – Irracjonalna. Walizka pałęta się po świecie, a mnie wydaje się, że największy związany z tym problem, to brak odżywki do moich sponiewieranych włosów. Jestem odstraszająco pewna, że takiego obiektu w moim bagażu NIE MA. Cierpię dobę i w końcu po długich negocjacjach z obolałą kartą kredytową, kupuję badziewie. Po odzyskaniu dóbr, odkrywam stado odżywek w liczbie trzech i w obecności lustrzanego odbicia uroczyście samą siebie wyzywam od kretynek. 

D – Dupowata. Trudno mi zapanować nad nieopanowaniem. Ciekawość mnie zżera i na tyle obezwładnia, że chcąc się dostać do punktu A z punktu B, ładuję odwłok w pojazd zmierzający w kierunku odwrotnym do zamierzonego. Przeklinając uroczo, wysiadam na zadupiu i błąkam się po okolicznym lesie. Żałuję przy okazji, że nie posiadam przy sobie wysokiej klasy aparatu fotograficznego w celu udokumentowania mojej skonfundowanej facjaty.

E – Empatyczna – Boże, jaka ja jestem miła. Wchodzę do sklepu, a raczej wchodzą moje wyszczerzone zęby. Za nimi wlokę się ja, sterana półgodzinną wędrówką celem nabycia paczki Fortun w kolorze bleu. Uśmiecham się nawet wtedy, kiedy odkrywam ich cenę. Ze względu na różnice kulturowe, które mogłyby doprowadzić do rasizmu, na razie jej nie ujawnię.  

N – Niewiadoma – Nie wiem, co dalej. Po dziś dzień nie wypełniłam formularza celów życiowych. Wiem też, że nigdy tego nie zrobię. I w dupie mam ich assessment.

T – Tajemnica – Skąd przybyłam? Którędy? I czemu akurat tu? Nie wiem, dlaczego, ale póki co, nic a nic mnie to nie obchodzi.  

I – I co dalej? – Wypełnianie formularzy. Setki powtarzających się pytań i wtórnych na nie odpowiedzi. Chaos. A potem biała sukienka, przez ramię przewieszony koszyk z czereśniami na avenue de Louise i mała kafejka. Na stole zapisany po brzegi notes i niebo tak błękitne, jak czyjeś, dawno temu zapomniane, oczy.  

D – Dobrze jest – Bo czemu ma być źle.

A – Analiza – Pochylam głowę nad szczegółami, które nie są moje. Kratki dwoją się i troją. Tęsknie wyglądam za okno, a tam zielono i przezroczysto. Dzielnie wtykam słuchawki do uszu i jeszcze dzielniej maszeruję w stronę oszklonej klatki. „Un Dia voy a ser otra distinta…”

D – Dobranoc. Jestem zmęczona. Czekam jutra. Tego szczęśliwego. Tego, które właśnie zapukało.

1 komentarz: