A tyle razy siebie prosiłam
Tyle razy zmuszałam
Żeby na tej przeklętej kanapie nie zasnąć
Z kieliszkiem niedopitym i papierosem niedogaszonym
Z płaczem w gardle zatkniętym
Jak korek w kiepskim szampanie
Co dupnąć miał w sednie sprawy.
Cieszę się że właśnie jest burza
Której boję się jak dziecko lania
Bo mam jeszcze jeden powód więcej
Żeby się schować
A stopa co spod koca czuwa
Nieśmiało szepcze
Czy wieje, czy leje, czy śnieży, czy warto
Pioruny, błyskawice już mi są niestraszne
Bardziej boję się jego strachu.
Boże, błagam Cię
Bo mój anioł stróż zapił i zaniedbał
Bo zamiast wtedy
W zwiewnej sukience iść
W koralach czerwonych
O paznokciach prosto z salonu
Poszłam taka sobie ja, o.
A teraz siedzę na parapecie z aniołem skacowanym
Co histerii przeze mnie doświadcza
Pocieszam przypierzone stworzenie pióra mu czesząc palcami
Dobrze że chociaż ta skrzydlata pierdoła umie głośno płakać
Bo ja mam tylko bólu wytrzeszcz
Przyczyny porażki nawet sam diabeł nie chce mi wyjaśnić
Tylko chowa się tchórzliwie pod łóżkiem przekleństwa mamrocząc
A w tym samym czasie
Moja wytęskniona połowa
Bez której bardzo źle mi się oddycha
Gdzieś tam sobie jest, o.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz